Bardzo często postęp w punkcie numer dwa prowadzi do zmiany / poprawy w punkcie numer jeden.
Do psychoterapeuty przychodzi pacjent lub klient – jak kto woli. Pyta: „Panie doktorze… Naprawdę nie wiem, co zrobić. Rozwieść się, czy nie. Moja żona ciągle mnie krytykuje, bez przerwy suszy mi głowę. Cokolwiek zrobię, jej to nie pasuje. Od lat próbuję się jakoś dopasować, ale ona wciąż jest dla mnie taka wymagająca. Chyba się wykończę. Niech mi pan poradzi, co zrobić. Wziąć rozwód, a może lepiej separację? Czy ja naprawdę muszę tak dłużej żyć?”
Nie jest to rzadka sytuacja w gabinecie, zwłaszcza w kontakcie z osobami, które przychodzą z potocznym wyobrażeniem o psychoterapii. Pomagacz zdjęty szczerą chęcią pomocy, mógłby zebrać szczegółowe dane i wyrazić sugestię w rodzaju: „Niech pan spróbuje jeszcze trochę wytrzymać, długoterminowe związki są przecież takie ważne, może spróbuje pan wdrożyć inny rodzaj komunikacji.”
To byłaby porada, w dodatku ingerująca w wybory życiowe tego człowieka, przejmująca część odpowiedzialności za drugą osobę, "Ja wiem, co będzie dla ciebie dobre." Tego psychoterapeuta zrobić nie może. Może być to rozczarowujące dla wielu osób, zwłaszcza tych mniej zainteresowanych zgłębianiem swojego wnętrza.
Jeśli jednak ten człowiek chciałby się zająć poznaniem swojego życia wewnętrznego, to psychoterapia mogłaby mu np. pomóc:
- dostrzec własny wkład w budowanie napięć w związku, np. bierną agresję, unikanie, wchodzenie w określoną rolę, np. bezradnego mężczyzny, czyli zobaczyć grę, w jaką razem grają, taniec, jaki tańczą, albo…
- dostrzec wzorzec powtarzania w aktualnym związku życiowym schematów pochodzących z wcześniejszych relacji życiowych, np. z nazbyt wymagającym rodzicem w dzieciństwie, którego oczekiwań nie sposób było spełnić (mechanizm przeniesienia), albo…
- zobaczyć własną skłonność do przypisywania negatywnych cech i motywów drugiej osobie, zamiast zmierzenia się z nimi w sobie (mechanizm projekcji), albo…
- zbadać, jakie głębokie, konfliktowe emocje i dążenia leżą u podłoża dylematu życiowego pt. „Zostać z żoną, czy odejść?” albo…
- zniechęcić się do stosowania uświęconej, ale daremnej metody pt. „Więcej tego samego”, czyli np. więcej tłumaczenia się, usprawiedliwiania, albo…
- zapoznać się z niuansami własnych uczuć wobec żony i po przepracowaniu różnych negatywnych emocji i urazów znaleźć w sobie umiejętność widzenia w partnerce dobrych cech, i mieć z nią bardziej satysfakcjonujące życie, albo…
- pomimo złożoności sytuacji i wewnętrznego konfliktu, znaleźć w sobie większą jasność i siłę, by bądź to zaprosić żonę na wspólną terapię małżeńską, bądź podjąć samodzielnie decyzję o rozstaniu…
Powyższe opcje nie wykluczają się wzajemnie ani nie są wyczerpującą listą.
Udzielenie porady psychologicznej czasem jest uzasadnione, np.: „Jeśli nadal będzie pani spać 4 godziny dziennie i nie weźmie paru dni wolnego, objawy nerwicowe ze strony układu pokarmowego raczej tylko się nasilą, więc może zacznijmy od podstawowej regeneracji”. Inny przykład, sytuacja pandemiczna, w jakiej teraz wszyscy się znajdujemy, uzasadnia udzielanie pacjentom podstawowych wskazówek regulujących i tak nadmierny stres. Ale - surprise surprise – pacjenci często irytują się, jeśli ktoś im mówi, co mają robić, a nade wszystko rada często blokuje rozwój ciekawienia się samym sobą i wzrost tzw. wewnątrzsterowności.
W skrócie: rady przynoszą krótkoterminową ulgę lub dają doraźne wsparcie, zaś eksplorowanie własnego wnętrza rozwija długoterminowe zasoby i wzrost poczucia kierowania własnym życiem. Jedno i drugie jest dobre, ale warto je rozróżniać i świadomie sięgać po to, co jest nam obecnie potrzebne i z czego jesteśmy w stanie skorzystać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz