środa, 28 grudnia 2011

Czas psychoterapii

Jaka droga czeka psychoterapię – fotografia krętej drogi
Kiedy kończy się kolejny rok, myślimy o tym, jaki on był i zastanawiamy się, jaki będzie następny. Coś się kończy, coś zaczyna, a coś trwa nadal. We mnie powstało pytanie, czy także psychoterapia jako taka, będzie kiedyś miała swój kres?

Lista zawodów wymarłych lub ginących rośnie. Garncarz, kaletnik, kołodziej, lutnik, mincerz, rusznikarz, snycerz, witrażownik… czy najdalej za kilkaset lat dołączy do nich psychoterapeuta?

Czy wypada zadawać takie pytanie w czasach, kiedy psychoterapia intensywnie się rozwija, rozszerza, a poszczególne kierunki psychoterapeutyczne ugruntowują się, zajmując w szerszych strukturach społecznych wyraźne i autonomiczne miejsce? W czasach, kiedy klienci czekają w długich kolejkach na pierwszą wizytę do gabinetu psychoterapii?

Wypada, nie wypada, pytanie to zadać warto, bowiem jak to często bywa, sprawa jest złożona i równocześnie pojawia się wiele procesów na jednym polu.

W końcu psychoterapia to nie tylko wyzwanie dla każdego psychoterapeuty, to także wysiłek dla naszych klientów. Niekiedy jest to wysiłek rozłożony w czasie na kilka lat, setki spotkań terapeutycznych, wiele wzruszeń, odkryć a także wiele dotkniętego cierpienia. Każdy terapeuta i każdy klient wie, że psychoterapia to również wiele żmudnej pracy nad sobą. Nie raz jednak może pojawić się niewygodne pytanie, czy warto? Czy nie ma innych, może prostszych i pewniejszych dróg do pokonania własnego cierpienia?

Żyjemy w czasach, które lubią uproszczenia. Rozwój technologii pomaga nam automatyzować coraz więcej czynności. Do wielu zadań ludzie są coraz mniej potrzebni, bo zastępują ich maszyny i komputery. Skuteczny lek na raka albo wirusa HIV jest prawdopodobnie kwestią lat.

Być może kwestią lat jest także lek na bardzo indywidualny problem emocjonalny, nie na depresję dwubiegunową, ale na depresję dwubiegunową konkretnej osoby, uwzględniający jej profil osobowości, gospodarkę hormonalną, równowagę neuroprzekaźników a nawet historię życia. Po co wtedy wieloletnia psychoterapia? Nie ma co się łudzić: psychoterapia to przedsięwzięcie czasochłonne, angażujące, kosztowne i nie dające stu procent przewidywalności wyników.

Krajowe fundusze zdrowia kochają krótkie, tanie i skuteczne formy leczenia. Najchętniej kontraktują terapie o potwierdzonej naukowo skuteczności (EVT - empirically validated therapy). Takie interwencje terapeutyczne powinny zawierać wyszczególnione kolejne kroki oddziaływania w trakcie 10-12 sesji i być tym samym możliwe do powtórzenia. Dowolny psychoterapeuta (nawet minimalnie wyszkolony) opierając się na takiej ustrukturowanej procedurze, miałby osiągać podobne rezultaty. Pojęcie EVT opiera się jednak na błędnych założeniach, np. że pacjent może mieć jeden, ściśle określony objaw oraz żadnego innego objawu. Psychoterapie dynamiczne, oparte na rozwijające się i często improwizowanej relacji terapeutycznej powyższych założeń spełnić nie mogą, choćby z powodu swoich założeń filozoficznych.
Niektóre środowiska medyczne, zaangażowane w projekt ustawy o zawodzie psychoterapeuty chciałyby, aby psychoterapia „przepisywana” była przez psychiatrę, z uwzględnieniem ilości spotkań terapeutycznych dla danego pacjenta. A potem weryfikacja: terapia pomogła - w porządku; nie pomogła – zmiana formy leczenia.

Czy racja za psychoterapią przetrwa, jeśli postęp nauk medycznych doprowadzi do odkrycia takich substancji, które umożliwią farmakologiczne i bardzo precyzyjne przezwyciężenie dowolnego psychicznego problemu? Albo czy przetrwa racja za długoterminową psychoterapią dynamiczną, jeśli „medykalizacja” psychoterapii doprowadzi do faworyzowania krótkoterminowych interwencji terapeutycznych? Według mnie racja psychoterapii może być tylko jedna, a jest nią relacja.

Problemy z jakimi zgłaszają się ludzie do psychoterapeuty, bardzo często można sprowadzić do niesatysfakcjonujących relacji z ludźmi. A psychoterapia może być taką kuźnią relacji z otoczeniem dzięki temu, że wraz ze swoim terapeutą klient przejdzie przez bliskość i dystans, sympatię i złość, harmonię i konflikt.

Mamy dziesiątki kontaktów dziennie i wielu znajomych, ale niewielu przyjaciół. Możemy w Internecie zapytać anonimowo o nasze problemy, ale nie potrafimy porozmawiać o nich bezpośrednio z drugim człowiekiem. A kiedy już się spotkamy, nie rozmawiamy o rzeczach najważniejszych a prawie nigdy – o sobie, to znaczy: o tobie i o mnie. Cierpimy, bo jesteśmy samotni i nie wiemy, jak się z tej samotności wydostać. A lekarstwem na to mogą być tylko prawdziwe spotkania.

4 komentarze:

  1. Środowiska medyczne czy psychologiczne, szczególnie w Polsce, chciałyby przejąć monopol na psychoterapię. Raczej im się to nie uda. Dopóki Polska Federacja Psychoterapii i Polska Rada Psychoterapii istnieje, dopóty nie pozowoli na to. Zgodnie z Deklaracją Strasburską EAP - "Psychoterapia jest niezależną dyscypliną naukową praktykowaną jako niezależny, wolny zawód". Nie podlega ani medycynie, ani psychologii. Trzeba zatem obejść się ze smakiem. Zadaniem psychoterapeutów, a tak naprawdę wszystkich ludzi, którym trzeba dostarczać wiedzy na ten temat, jest dopilnować i zadbać o dobro psychoterapii. Inaczej skutki będą nie za ciekawe. A cofnąć prawo nie jest łatwo.

    Natomiast przepisywanie psychoterapii na recepcie to pomysł, kótry czasami można spotkać i chwała za to psychiatrom. Kiedy przychodzą do mnie pacjenci skierowani przez lekarza jestem pozytywnie zaskoczony. Ponieważ problemy nie biorą się z braku witamin, czy chemii, które można uzupełnić.
    Nie ma też i nie będzie leku, który "naprawi" wszystko, z czym ludzie przychodzą do psychoterapeutów. Nie można bowiem kupić ojca, matki czy miłości w proszku - a dostępne substytuty (jak np. alkohol) mają trochę skutków ubocznych ;-)

    Co do EVT to tak naprawdę brak jest badań nad skutecznością psychoterapii, ze względu na trudności badawcze. Stosunkowo najbardziej przebadany jest CBT. Są schematy pracy i proste badania do wykonania. A kiedy ktoś próbuje dowieść (nie)skuteczności znanych metod pojawia się pan Bruce Wampold i wszystko pada, bowiem "twardo" zbadane przez niego statystyki dowodzą, że nie ma znaczenia w psychoterapii wykształcenie (psycholog, pedagog, psychiatra, ksiądz), ani metoda czy techniki terapeutyczne. To co leczy - to niespecyficzny czynnik ludzki. Oznacza to, że psychoterapeuta jest narzędziem. Żeby się wyleczyć, potrzebujemy człowieka, w szerokim tego słowa znaczeniu.
    No i doświadczenie pokazuje, jak bardzo pacjenci przywiązani są do objawu. Motywacja do pracy to podstawa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę sobie, że przetrwa psychoterapia w swoich różnych odsłonach - zarówno krótkoterminowa, jak i psychodynamiczna... Trudno mi uwierzyć w zanik popytu na tą formę leczenia. Wśród pacjentów, którzy przeszli daną formę terapii, powstaje jej obraz przekazywany dalej, tworzy się obraz społeczny. Podejrzewam, że obraz ten żyjąc własnym życiem nie zaniknie, a raczej się rozwinie i będzie źródłem inspiracji i informacji dla wielu kolejnych osób.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Anonimowy25 maja, 2013

      Oj trzeba mieć ponadprzeciętne zdrowie psychiczne, żeby móc się skutecznie leczyć i nie być oskarżonym o brak motywacji i pracy nad sobą.

      Usuń
    3. Ludzie wy naprawdę wierzycie w relacje terapeutyczne i przyjaźnie damsko-męskie? Jeśli będzie "chemia" to nic tego nie powstrzyma. A jeśli jej nie będzie to żadne relacje nie pomogą. Miliony lat ewolucji to nie "paranauka" zwaną psychologią.

      Usuń