poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Psychoterapia online – pierwsze refleksje



Po kilku tygodniach pracy terapeutycznej online chciałbym się podzielić swoimi pierwszymi spostrzeżeniami merytorycznymi oraz technicznymi. Wcześniej pracowałem online okazjonalnie. Od połowy marca, z powodów dobrze nam znanych – tylko zdalnie.

Co mnie zaskoczyło pozytywnie

Pracując online często mogę się "zatracić" w spotkaniu, w dobrym tego słowa znaczeniu, tak jak na sesji na żywo. To ekscytujące uczucie, kiedy reszta świata znika na pewien czas.

Pomimo nieco ograniczonej ilości danych, jakie do mnie napływają, empatyczne dostrojenie i wyczuwanie klimatu emocjonalnego klienta nadal jest możliwe. Myślę, że wiąże się to z faktem, iż całość przekazu nie jest zwykłą sumą kanałów werbalnego, wizualnego, dźwiękowego, lecz całości, jaką one tworzą.

Jestem w stanie pracować w ten sposób całkiem wydajnie (hurra!). Zważywszy, że sporadycznie korzystam z eksperymentu gestaltowskiego a maksymalnie z dialogu, wymiany werbalnej i emocjonalnej, możliwości nadal są spore.

Niektórzy pacjenci online otwierają się nawet bardziej niż otwierali się w gabinecie. (Co prawda, inni też odwrotnie).

Stabilność łącza internetowego i przyzwoity sprzęt (kamera, głośniki) są absolutnie kluczowe dla komfortu pracy. W dobrych warunkach realizm spotkania jest wysoki.

Wolę pracować w trybie audio wysokiej jakości (nie telefon) niż audio wideo słabej jakości. Nadaje to kontaktowi pewną głębię, trochę jak w radio.

Co mnie zaskoczyło negatywnie

W gabinecie pojawiła się pustka, której trudno zaprzeczyć. Szybko zatęskniłem za bezpośrednim kontaktem z pacjentami, rytuałem otwierania drzwi, zajmowania miejsc.

Praca online męczy (mnie) bardziej przynajmniej o połowę. Zgaduję, że wynika to z faktu, iż nasz mózg pracuje intensywniej, żeby przetworzyć niejasne dane i skompensować brakujące dane. Według profesora Gianpiero Petriglieri zmęczenie to wynika z dysonansu poznawczego: na poziomie umysłu czujemy, że jesteśmy razem lecz na poziomie cielesnym doświadczamy, że wcale tak nie jest.

Cisza jest trudniejsza online niż w pracy gabinetowej; przynajmniej jedno z nas ma zwykle zwiększoną skłonność wypełniania ciszy słowami. Myślę, że wynika to z wrażenia, że cisza jest równoznaczna z zerwaniem łączności, co może być szczególnie niepokojące dla pacjenta.

Obcowanie ze sprzętem i ekranem sprzyja osłabieniu uważnego kontaktu z własnym ciałem. Warto więc poświęcać temu aspektowi u siebie jak i klienta jeszcze więcej uwagi poprzez praktykę oddechu, odczuwanie zmysłowe oraz proprioceptywne (z wnętrza ciała).

Przygotowanie sesji wymaga więcej czasu niż normalnie, np. nagle aktualizuje się Skype, albo muszę wysłać e-maila z linkiem do Zoom, podłączyć ładowanie. Czasem coś nie działa… Te dość bezduszne czynności zabierają nieco czasu i energii.

Inne uwagi

W zależności od tego, jak sytuacja zewnętrzna wpływa na danego klienta, z częścią osób pracuję w dużej mierze tak, jak dawniej, tzn. nad ich trwałymi, wewnętrznymi problemami. Z dużą grupą zaś psychoterapia stała się w znacznej mierze wsparciem, niełatwą pomocą w stanach lękowych i depresyjnych nie wynikających wcale z ich problemów osobowości, lecz z rzeczywistego zagrożenia i rzeczywistych strat. Taki ból jest trudniej uśmierzyć. Często pozostaje wrażliwie towarzyszyć i wspierać świadomość dostępnych zasobów w sobie samym i na zewnątrz.

Wydaje mi się, że ta forma pomocy jaką jest psychoterapia online jest wystarczająco dobra dla wielu klientów ale być może nie będzie taka dla wszystkich. Dla niektórych wirtualna organizacja sytuacji terapeutycznej nie daje wystarczającej możliwości tzw. trzymania (por. Winnicot) i kontenerowania (por. Bion). Te pojęcia odnoszą się do poczucia bezpieczeństwa i stabilności, które idą w parze z bezpośrednim, fizycznym kontaktem.

Praca online staje się niekiedy „wizytą domową” u pacjenta, co bywa krępujące, ale jest też sposobnością, by poznać lepiej świat klienta. I na szczęście można o tym rozmawiać.

Część odpowiedzialności za warunki terapeutyczne spada na klienta. Teraz to ona / on musi u siebie stworzyć połowę gabinetu terapeutycznego; zadbać o prywatność, adekwatne do psychoterapii warunki pracy, zwykły ubiór, nie piżamę… Ładowarkę do komputera pod ręką. Plan działania na wypadek zerwania łącza. Na pacjentów spadła więc nieoczekiwana odpowiedzialność. Niektórzy muszą włożyć znaczne wysiłki, by sesja mogła się odbyć.

W pracy online nie jest możliwe równoczesne spotkanie wzroku, ponieważ oczy rozmówcy i kamera znajdują się fizycznie w innym miejscu. Można więc mieć wrażenie, że rozmówca patrzy nieco niżej, niż nasz wzrok. Staram się więc co pewien czas patrzeć bezpośrednio w kamerę. Ponadto, zwiększenie odległości od urządzenia zmniejsza ten negatywny efekt.

Zatem adoptuję się tak elastycznie, jak potrafię, doceniam dobrodziejstwa nowoczesnej technologii i… czekam, kiedy znów uda nam się spotkać na żywo.

A jak Tobie pracuje się online Pacjencie / Kliencie?
I Tobie, Terapeuto?

1 komentarz:

  1. Jeszcze kilka miesięcy temu nie brałam pod uwagę sesji online. Teraz widzę, że rozmawiając przez skype jestem o wiele bardziej otwarta i spontaniczna. A jeszcze bardziej pasuje mi rozmowa przez telefon, kiedy terapeuta mnie nie widzi.

    OdpowiedzUsuń