niedziela, 2 sierpnia 2020

Chcę, wyrażam, więc muszę to dostać


potrzeby vs pragnienia
Psychoterapia pomaga lepiej zaspokajać swoje potrzeby jak również godzić się z nieuniknionymi ograniczeniami.

Dobrze jest wiedzieć, czego potrzebujemy i zrobić co w naszej mocy, aby uzyskać, co nam potrzebne. Równie ważne jest umieć uszanować granicę, jaką wytycza nam rzeczywistość, nie odbierając tego przeciwko sobie.

Wygląda na to, że ciągle musimy balansować między jednym i drugim.

Tymczasem warto zdać sobie sprawę, że potrzeby to nie to samo, co pragnienia i chcenia.

Są potrzeby fizjologiczne (pokarm, woda, sen i odpoczynek, seks), potrzeby emocjonalne (akceptacja, szacunek, miłość, przynależność), są potrzeby wyższego rzędu (sprawiedliwość, estetyka). Aczkolwiek pod pretekstem tych ostatnich często kryją się nasze resentymenty, chcenia i chciejstwa. Np. mąż może powiedzieć do żony, że chce urządzić mieszkanie w określony sposób i że przecież ma prawo spełnić swoją potrzebę estetyczną. W rzeczywistości jednak bardziej może chodzić o grę małżeńską niż potrzeby wyższe. 

Mylenie pragnienia z potrzebą naraża nas na dodatkowe rozczarowanie, bowiem nie dzieje się coś, co uważamy za niezbędne. Potrzeby mają wyższy priorytet z punktu widzenia przetrwania. Zjedzenie zdrowego posiłku jest potrzebą. Otrzymanie śniadania do łóżka jest pragnieniem. Z frustrowania fundamentalnych potrzeb nie ma żadnych korzyści. Z pragnieniami sprawa jest bardziej złożona i wygląda na to, że uznanie niemożliwości spełnienia niektórych pragnień może nas rozwijać. 

Z perspektywy psychologii rozwoju dziecka, pojawienie się frustracji prowadzi do procesu separacji a tym samym autonomii. Nie nastąpiłoby to, gdyby rodzic nieustannie, komplementarnie spełniał wszystkie pragnienia, tak że dziecko nie doświadczałoby w ogóle dyskomfortu.

I tak, w czasie preedypalnym, mamy do czynienia z sytuacją diadyczną (dziecko – matka) i to w niej dochodzi do naruszenia poczucia: „będę dostawał to, czego ja chcę, od kogoś, kto zawsze będzie mi dawał to, czego ja chcę.” Z kolei sytuacja w fazie edypalnej ma charakter triadyczny (dziecko – matka – ojciec). Pozytywne jej uwieńczenie sprowadza się do uznania, że „żyjemy w świecie, w którym osoby, które kochamy, mają relacje z innymi osobami, które nas wykluczają”.

Zaobserwowałem, że część sympatyków i młodych adeptów jakże bliskiej mi terapii Gestalt, chyba zbyt powierzchownie ją ujmując, wchodzi w terapię z wieloma oczekiwaniami, które uważa za potrzeby, mając nadzieję, że terapeuta je spełni.

Uważam, że jest to zniekształcone rozumienie idei samoregulacji w psychoterapii humanistycznej, jakoby problemy wynikały z braku zaspokojenia ważnych potrzeb i pragnień w przeszłości, zaś uświadomienie ich sobie w terapii, nazwanie i sięgnięcie po ich spełnienie w relacji z terapeutą będzie lekarstwem. W myśl zasady: jeśli dziś dostaniemy to, czego nie dostaliśmy kiedyś, to będzie nam dobrze. Pozostaje jeszcze tylko praktykować z kolejnymi osobami, by dały nam to, czego chcemy.

Widzę w takiej postawie pokłosie początkowej fazy kształtowania się terapii humanistycznej w latach powojennych - czasów akcentu na świadomość indywidualną w miejsce kolektywnej, czasów wyzwalania się z ograniczeń, w tym również z problematycznych relacji. Niekiedy skutkowało to lepszym dbaniem jednostki o siebie, a innym razem nadmiernym wzrostem poczucia własnej omnipotencji i narcyzmu. „Jestem wyjątkowy, więc mam prawo dostać to, czego chcę, muszę tylko znaleźć na to sposób”.

Czy terapia zaspokaja potrzeby i pragnienia emocjonalne?

Nie można jednoznacznie powiedzieć, że tak, ani jednoznacznie powiedzieć, że nie.

To oczywiste, że psychoterapeuta ma uważnie i nieoceniająco słuchać, starać się zrozumieć, szanować wewnętrzny świat wartości pacjenta, zapewniać bezpieczeństwo procesu terapeutycznego. Ten fundament, bez którego nie ma psychoterapii, dla wielu klientów okazuje się czymś bardzo znaczącym, nie jest jednak celem samym w sobie.

Pacjent może pragnąć różnych rzeczy: potrzymania za rękę, wymiany foteli na bardziej wygodne, przedłużania sesji w ramach „ludzkiego odruchu”, herbaty na sesjach, usłyszenia od terapeuty, co u niego słychać… 

Może się nam wydawać, że dobrze będzie to dostać. Terapeuta może pomyśleć, „czemuż nie, przecież to takie ludzkie?” Ale bycie ludzkim różne ma twarze.

Nasuwają mi się na przykład następujące pytania. Dlaczego troskę i zaangażowanie terapeuta miałby wyrażać dokładnie w taki sposób? Czy pacjent musi doświadczyć konkretu fizycznego, aby mieć korektywne doświadczenie emocjonalne? Czy wymiar symboliczny nie ma równie dużego znaczenia? Czy jeśli terapeuta trzyma klienta za rękę, albo robi herbatę, to na pewno daje mu tę „ważność”, której on, ona nie otrzymała od opiekunów? A może, pacjentowi uda się dostrzec, że terapeuta nie robiąc herbaty, nie odrzuca go? 

To smutne, że pewnych ważnych rzeczy nie dostaliśmy w przeszłości. Często są to straty niepowetowane. Jednak nawet otrzymanie ich od terapeuty nie jest w stanie zmienić naszej przeszłości. 

Jednocześnie nie sposób zaprzeczyć, że pacjent dostaje od terapeuty pewne rzeczy, których nie dostał od opiekunów, jednak w innej formie lub w innym wymiarze. Może terapeuta nie trzyma dosłownie za rękę, ale jednak jakoś trzyma umysł i serce klienta we własnym wnętrzu. Dzięki temu możemy uczyć się lepiej wspierać samych siebie i zaspokajać możliwe do zaspokojenia potrzeby i pragnienia. Zaś z powodu niespełnienia innych, nie obrazimy się na życie. Dotykamy tu odwiecznego problemu w psychoterapii, ile frustracji a ile wsparcia potrzebujemy w danym momencie rozwoju?

Celem terapii nie jest dostarczenie klientowi lepszego rodzica. Wchodzenie w rolę lepszego rodzica niesie ryzyko nasilenia mechanizmu rozszczepienia na „złego rodzica” (przeszłość) i „dobrego rodzica” (terapeuta). „Było źle, teraz jest dobrze”. Jednak taka narracja nie będzie wspierać dojrzałej percepcji naszych relacji z innymi, opartej na złożoności: rodzic czegoś nie dał i coś dał. Terapeuta czegoś nie daje i coś daje.

Nasze życie od samego początku składa się naprzemiennie z zysków i strat. Zysk w postaci zębów mlecznych wiąże się ze stratą matczynej piersi, a zysk w postaci umiejętności chodzenia – z problemem separacji. Odsyłam tu czytelników do przystępnej lektury Judith Viorst pt. „To, co musimy utracić”. 

Dobra informacja dla terapeuty może być następująca: jeśli klient czegoś chce, oznacza to przede wszystkim, że czegoś chce; nie zaś że trzeba mu to natychmiast dać. Możesz towarzyszyć mu empatycznie w jego chceniu i pomóc je zgłębić.

Dobra informacja dla pacjenta może być taka: jeśli terapeuta nie daje ci tego, czego chcesz, nie znaczy to, że nie jest dalej z tobą, albo że jest skąpy, lub że nie jesteś dla niego ważna / ważny. Spróbujcie razem dostrzec, czego nie daje i dlaczego, oraz co cennego otrzymujesz.

Akceptowanie granic niesie ze sobą większą wolność niż ich nieustanne oprotestowywanie; lekcja ta jest warta całego naszego żalu wynikającego z pogodzenia się z niespełniającą naszych oczekiwań rzeczywistością.

Nancy McWilliams

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz