Szczęście to:
1.
Pomyślny bilans doświadczeń życiowych, powodzenie w realizacji
celów; albo
2.
Chwilowy stan emocjonalnej euforii, odczucie najwyższej radości;
albo
3.
Trwałe zadowolenie z życia połączone z pogodą ducha i
optymizmem, poznawcza ocena własnego życia jako udanego,
wartościowego, sensownego (za: http://encyklopedia.pwn.pl).
Widzę
związek między szczęściem w każdym z powyższych ujęć a
psychoterapią, ale nie jest to według mnie związek bezpośredni.
Bezpośrednio bowiem – w najszerszym z możliwych ujęć – celem
psychoterapii jest pomagać ludziom w ich problemach natury
emocjonalnej, osobowościowej oraz wspierać rozwój. Czyli po
pierwsze usuwać cierpienie.
Czym
jednak jest cierpienie? Nie sięgnę tu do słownika, lecz do swojego
własnego rozumienia jako psychoterapeuta. Otóż jest cierpienie
nadmiarowe,
klinicyści powiedzą, że patologiczne, neurotyczne, czyli
wynikające z wewnętrznych konfliktów, braku równowagi między
siłami osobowości, nieprzystosowania. To cierpienie, które
człowiek sam sobie tworzy, choćby biernie, nieświadomie i w dobrej
wierze. Przykład: jeśli ktoś w wieku szkolnym był odrzucony przez
grupę, mógł nauczyć się radzić sobie poprzez rozbudowanie
własnego, odizolowanego świata. Częściowo się to wtedy
sprawdzało. Lecz po utrwaleniu ten mechanizm w wieku dojrzałym może
być źródłem cierpienia związanego z samotnością.
Jest
także niezależne od osobowości, cierpienie
egzystencjalne,
przynależne samemu istnieniu ludzkiemu, niezbywalne. To cierpienie,
które powstaje w wyniku odkrycia własnej skończoności,
śmiertelności, niedoskonałości i nieprzewidywalności świata. To
ból dźwigania odpowiedzialności za kształtowanie swojego życia i
nadawania mu sensu. Jeśli szczęśliwi ludzie cierpią, to przede
wszystkim tym rodzajem cierpienia.
Zadania
psychoterapii upatruję w pierwszej kolejności w pokonywaniu źródeł
pierwszego rodzaju cierpienia a następnie w akceptacji faktów
związanych z cierpieniem egzystencjalnym. Zmienić to, co zmienić
się da i zaakceptować to, czego zmienić się nie da.
Psychoterapia
nie jest najlepszą drogą do wymalowania sobie sztucznego uśmiechu
na twarzy, na modłę stereotypów o Amerykanach. Ani do uśmierzania
bólu poprzez oszukiwanie siebie. Jest jednak sojuszniczką
odkrywania prawdy o sobie, w oparciu o doświadczenie samego siebie.
Może z tego wyniknąć i radość odzyskania siebie, i trud
zmierzenia się z niektórymi obszarami własnej duszy. Kruszenie
iluzji nie wiąże się ze szczęściem chwilowym, euforycznym (por.
def. nr 2), jednak może spowodować bardziej dojrzałe i mądre
kierowanie swoim życiem, co na dłuższą metę przyczyni się do
poczucia szczęścia jako zadowolenia z życia i pomoże realizować
realistyczne cele i marzenia (por. def. nr 1 i 3).
Psychoterapia
jako dyscyplina ma swoje ograniczenia i nie aspiruje do bycia drogą
do szczęścia. Psychoterapeuta wykonuje - by tak powiedzieć –
skromniejszą pracę: przezwyciężania wraz z klientem utrwalonych
przeszkód, pozbywania się zbędnego balastu. Psychoterapia nie
zastąpi w budowaniu własnego szczęścia ani religii, ani
duchowości, ani innych, pozaterapeutycznych poszukiwań klienta. To
pokorne zadanie psychoterapii bardzo sobie cenię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz