piątek, 20 stycznia 2012

Przyjaźń psychoterapeuty z byłym pacjentem

przyjaźń psychoterapeuta pacjent

Czy psychoterapeucie wolno nawiązać ze swoim byłym pacjentem relację przyjacielską? Używam słowa „byłym”, gdyż kodeksy etyczne wszystkich znanych mi towarzystw psychoterapeutycznych wykluczają prywatne relacje między psychoterapeutą a pacjentem w trakcie trwania terapii.

Każdy dłużej praktykujący psychoterapeuta spotka się wcześniej czy później z sytuacją, kiedy próg jego gabinetu przekroczy osoba wyzwalająca myśl w rodzaju: „Jakiż ciekawy człowiek! Gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach, być może moglibyśmy nawet zostać przyjaciółmi”. Czasem takie odczucie pojawia się po dłuższym okresie wspólnej pracy, po jakimś przełomowym momencie rozwoju relacji. Takie odczucie nie musi być od razu oznaką patologicznego przeciwprzeniesienia terapeuty. Ale jest powodem, by terapeuta zajrzał do swojego wnętrza.

Czy terapeuta może być przyjacielem...

Przyjaźń zakłada pełną wzajemność, w każdym względzie. W psychoterapii takiej wzajemności słuchania, dawania i pomagania nie ma i być nie może, gdyż inny jest cel terapeutycznego spotkania. Możliwa w terapii wzajemność dotyczy szacunku, uznania podmiotowości jak i subiektywności każdej z osób. Możliwe jest ujawnianie przez terapeutę własnych przeżyć w relacji terapeutycznej, jeśli uzna to za pomocne dla klienta. Wreszcie, możliwa jest wzajemna serdeczność, życzliwość.

Pacjent zgłasza się na psychoterapię z egocentrycznych pobudek i pretensji o to do niego mieć nie można, ponieważ cierpi i poszukuje osoby, która pomoże mu wydostać się z jego problemów. To psychoterapeuta ma odnosić się do klienta jako do pełnej osoby. Terapeuta potrafi być tam, gdzie jest sam, i tam, gdzie jest pacjent. Pacjent potrafi być tylko tam, gdzie sam jest (M. Buber za: I. Yalom). Jeśli jednak psychoterapia rozwija się dobrze, to z czasem zaczynają pojawiać się zachowania klienta, które świadczą, że terapeuta nie jest widziany wyłącznie jako narzędzie do poprawy samopoczucia. Ważniejsze przeniesienia są przepracowywane i pojawia się częściej to, co terapeuci humanistyczni nazwą zdolnością do tworzenia relacji „Ja – Ty” (I and Thou, Buber). Częściej, ponieważ ciągłe bycie na płaszczyźnie „Ja-Ty” jest niemożliwe. Dobrze rozwijająca się relacja psychoterapeutyczna prowadzi do większego realizmu, w którym obie zaangażowane strony spostrzegają siebie nawzajem bardziej precyzyjnie, adekwatnie i całościowo. Ale jest to tylko kierunek, a osiągnięcie tego celu nie jest zero-jedynkowe. Nie istnieje terapia, po której jest się w pełni realistyczną, wolną od przeniesień i dziecięcych oczekiwań osobą.

Zatem nawet, jeśli psychoterapia przebiegała dobrze, relacja została domknięta, duet psychoterapeuta - pacjent nie ma między sobą nie zrealizowanych zadań zaś pacjent kończący psychoterapię jest wystarczająco silny, stabilny i autonomiczny, to i tak nasuwają się wątpliwości co do usprawiedliwienia ich przyszłej koleżeńskiej relacji.

Po pierwsze, relacja terapeutyczna zostawia ważny ślad, a psychoterapeuta prawdopodobnie zawsze pozostanie dla swojego pacjenta terapeutą, pacjent zaś pozostanie dla terapeuty pacjentem. Myślę, że trudno w późniejszej relacji po prostu odciąć się od wcześniejszej, specyficznej historii. Zawsze będzie ona w świadomości i jakoś będzie zabarwiać ich nową relację.
Po drugie, jeśli w ich nowej relacji doszłoby to poważniejszych napięć lub konfliktów, nie byłoby już możliwości pracować nad nimi terapeutycznie. Nie wiadomo, jak by się to po ludzku rzecz biorąc skończyło, zwłaszcza dla pacjenta. Z czym by pozostał? Jak wpłynęłoby to na jego odbiór wcześniejszej terapii? Zachowałby ją jako wartościowe doświadczenie czy może podważył, co wywołałoby uczucie zawodu a może i nawrót objawów?
Po trzecie, względy praktyczne. Czy terapeuta potrafiłby być w pełni naturalny i transparentny, jak przystaje na relację prywatną? Jeśli nie, to asymetria byłaby ciągle odczuwalna. Jeśli zaś tak, to jakie byłyby tego konsekwencje? Psychoterapeuta jest postrzegany przez swojego klienta siłą rzeczy w kategoriach pewnego autorytetu, jest znaczącą osobą. Zaproszenie byłego klienta do swojej codzienności, jaką odsłania przyjaźń, może spowodować trudne dla obu stron załamanie tych wyobrażeń, nawet jeśli klient kończył psychoterapię z realistyczną perspektywą terapeuty. Oto widzi swojego terapeutę w jego codziennych rozterkach, ulegającego niekiedy emocjom, zmagającego się z problemami rodzinnymi, jakie miał sam klient. Nawet, jeśli nie ma w tym nic niezwykłego (terapeuta jest człowiekiem z krwi i kości), to konsternacja klienta jest nieunikniona. Czy nie osłabi to wstecznie znaczenia psychoterapii? Czyli wracamy do poprzedniego zastrzeżenia... Nie znaczy to, że terapeuta w pracy nie jest autentyczny, jednak jego spójność i przejrzystość ma dotyczyć jego reakcji emocjonalnych tu i teraz w relacji, nie zaś polegać na zwierzaniu się czy demonstrowaniu niedostatków własnego życia.

O ile więc lekarz, nauczyciel, szef raczej może zakończyć relacją zawodową opartą na roli i nawiązać równorzędną przyjaźń, w której dawna relacja profesjonalna zejdzie na odległy plan, to w przypadku psychoterapeuty jest to wątpliwe. Psychoterapeuta nawet po terapii będzie przede wszystkim terapeutą, a pacjent pacjentem, nawet, jeśli nawiążą relacje koleżeńskie. Takie są konsekwencje nawiązania tej szczególnej relacji, jaką jest relacja psychoterapeutyczna, w której terapeuta zaproszony jest do najbardziej osobistych, intymnych i niekiedy mrocznych części świata klienta, a sam nawet będąc dla pacjenta osobistym i wyraźnym emocjonalnie, pozostaje profesjonalistą udzielającym pomocy.

Problem dookreślenia relacji psychoterapeuty z byłymi klientami odzwierciedlają kodeksy etyczne różnych towarzystw psychoterapeutycznych, niezależnie od szkoły. Nie ma w nich wprost wzmianki o przyjaźni, ale jest mowa o relacjach po psychoterapii, w szczególności o relacjach seksualnych.

Relacje z byłymi pacjentami w kodeksie etycznym:

Terapeuta Gestalt bierze pełną odpowiedzialność za swoje relacje z byłymi klientami i aktualnymi uczniami.
Kodeks etyczny Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Gestalt

Psychoterapeuta nie wchodzi w relację seksualną z dawnym pacjentem lub klientem, co najmniej przez dwa lata od zakończenia relacji zawodowej. Ponieważ taka sytuacja jest potencjalnie raniąca, psychoterapeuta nie powinien rozpoczynać relacji seksualnej także po upływie dwóch lat, poza wyjątkowymi sytuacjami. W takiej sytuacji na psychoterapeucie spoczywa ciężar wykazania, że nie miało miejsca wykorzystanie pacjenta w kontekście terapii, że nie ma zagrożenia pogorszeniem obecnego stanu pacjenta, ani prawdopodobieństwa zaszkodzenia pacjentowi lub innym osobom, oraz że podczas terapii nie sugerował w żaden sposób możliwości zamiany terapii na relację seksualną czy romantyczną.
Kodeks etyczny Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej

Psychoterapeuta psychodynamiczny przestrzega zasady, że relacja psychoterapeutyczna wyklucza relacje o charakterze seksualnym z pacjentem. Zasada ta obowiązuje zarówno w trakcie, jak i po zakończeniu procesu psychoterapii.
Kodeks etyczny Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej

Należy powstrzymywać się od wszelkich kontaktów towarzyskich z pacjentem w trakcie leczenia; również po jego zakończeniu należy zachować powściągliwość w tym zakresie.
Kodeks etyczny Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego

Psychoterapeuta stara się pozostawać wyłącznie w relacji zawodowej z pacjentem podczas procesu psychoterapii (…)
Psychoterapeuta nie wchodzi w relację seksualną z byłym pacjentem/klientem co najmniej przez dwa lata od zakończenia relacji zawodowej.
Polska Federacja Psychoterapii
a także
Polskie Stowarzyszenie Psychoterapeutów i Trenerów Psychologii Procesu

Jeśli kodeks zezwala po upływie 2 lat od zakończenia psychoterapii nawiązać relację seksualną, to tym bardziej zezwala nawiązać relację przyjacielską, jednak wyczuwam w tych sformułowaniach ducha rozsądnej powściągliwości.

Wygląda na to, że nawiązanie i utrzymanie uczciwej, nieszkodliwej dla byłego klienta relacji przyjacielskiej między psychoterapeutą i klientem jest bardzo trudne. Jeśli psychoterapeuta ma wziąć pełną odpowiedzialność za swoje relacje z byłymi klientami (cyt. powyżej), to jak mówić o wzajemnej relacji dwóch osób, zakładającej pełną odpowiedzialność każdej z nich za siebie?

W dziejach psychoterapii były przypadki przyjaźni znanych psychoterapeutów z ich pacjentami, często jednak tymi pacjentami byli sami psychoterapeuci, którzy opisywali później swoje relacje z mistrzem. Przykładem jest przyjaźń Irvina Yaloma z Rollo May'em. Te i inne przyjaźnie to sytuacje rzadkie a o ich kulisach i losach nigdy nie dowiemy się wszystkiego.

15 komentarzy:

  1. Wielokrotnie się zastanawiałam nad relacją pacjent - terapeuta po zakończeniu terapii. I na pewno jest to kuszące dla pacjenta poznać swojego terapeutę w sytuacjach bardziej przyziemnych niż rozmowa w gabinecie psychoterapeutycznym. Obawiam się jednak, że może się to wiązać z osłabieniem wpływu psychoterapii na pacjenta. Świadomość, że terapeuta też popełnia błędy i boryka się ze swoimi problemami jest inna niż bezpośrednia obserwacja takich sytuacji z udziałem psychoterapeuty, który obecnie bardziej występuje w roli przyjaciela. Zgadzam się również z tym, że terapeuta już zawsze pozostanie dla pacjenta terapeutą i wszelkie ingerencje w zmianę tego stanu są dość ryzykowne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy problem... Uznaję w pełni sensowność zasad dotyczących powstrzymania się od nawiązania relacji seksualnej pacjenta z terapeutą, jednak co do przyjaźni - myślę, że po latach, na przykład czterech lub więcej - taka relacja może mieć rację bytu. Widzę to jednak w kategoriach wyjątku od reguły, sytuacji szczególnej.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja z punktu widzenia pacjenta i podkreślam, że jest to moja subiektywna ocena. Postrzeganie terapeuty jako ideału, który nie popełnia błędów, nie myli się i nie ma osobistych problemów, jest w moim przekonaniu niezdrowe. To człowiek z krwi i kości, taki sam jak ja. Ciężko mi uwierzyć w jego "boskość", mimo przeogromnej sympatii. Jaką szkodę miałaby mi wyrządzić przyjaźń z cudownym człowiekiem? Nie cudownym terapeutą, a cudowną kobietą? Ze "starą" przyjaciółką też dzielę się swoimi problemami. Nie przepracowujemy ich, bo nie potrafimy tak, ale oddziaływanie psychoterapeutyczne nie dzieje się tylko w gabinecie. Nie przyjaźnię się z kimś, bo mi pomaga. Większy wpływ ma dla mnie "dusz komunia", a tę można odnaleźć nawet pod maską terapeuty. Szczególnie, jeśli z wzajemnością. I nie projektuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Większy mam problem ze znajomymi terapeutami, których prędzej czy później kusi żeby jakiś "wglądzik" zaoferować bez proszenia niż z terapeutą, z którym uważam jestem zaprzyjaźniona tj. jest między nami wymiana,rozmawiamy na tematy nie związane z moją terapią; chodź nie jest moim przyjacielem w sensie że idziemy na piwo czy pożycza mi pieniądze w potrzebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy celem terapii nie jest właśnie wprowadzenie klienta w rzeczywistość i realistyczne postrzeganie zjawisk? Na wypracowaniu mechanizmów obiektywnego postrzegania siebie i innych? Jeśliby terapia zakończyła się z ubocznym skutkiem zbudowania w umyśle klienta wizerunku terapeuty jako bytu idealnego, guru, moralnego autorytetu, wtedy chyba nie można byłoby mówić o jej pozytywnym wyniku. Relacja psychoterapeutyczna nie powinna opierać się na założeniu, że klient jest jednostką zaburzoną, a terapeuta "normalną" (idealną), która ma pokazać jak świat "normalnych ludzi" funkcjonuje. To raczej sposób na dostrzeżenie, że każdy ma problemy (również terapeuta) i trzeba sobie pozwolić pomóc je rozwiązać.

    OdpowiedzUsuń
  6. od 1,5 roku jestem na terapii, teraz zastanawiam się nad jej zakończeniem. Trafilem na terapię przez przypadek, lekarz neurolog uznał, że moje problemy wynikają z psychiki. Trochę się pomylił, bo zmiana lekarza i dokładniejsze badania wykazały poważne zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, teraz czeka mnie operacja. Poszedłem na trapię z ciekawości i było to nowe doświadczenie. Na tyle ciekawe, że regularnie zjawiałem się w gabinecie. Teraz z powodu cięć NFZ i nieobecności psychoterapeuty z powodów zdrowotnych, od paru tygodni nie pojawiam się na sesjach. Doświadczenie jak wspomiałem ciekawe, dzięki wizytom mogłem "rozpracować" zupełnie inne niż to bylo zakladane z początku problemy. Ponadto najlepszym rozwiązaniem okazała sie zmiana charakteru pracy, być może nastapiło to częściowo pod wpływem terapii. Zaznaczę, że nie wybierałem psychoterapeuty, trafiłem do osoby z przydziału w rejestracji. Okazała się nim młoda kobieta, a ja jestem mężczyzną mającym prawie 50 lat. Z początku miałem z tym problem, gdyż wolałem kogoś bardziej doświadczonego życiowo. Muszę od razu zaznaczyć, że nie byłem zainteresowany wchodzeniem w bliższe kontakty przyjacielskie. Cenię sobie zupełną beztronność terapeuty, jest to dla mnie ważne. Natomiast co po zakończeniu terapii? Spotkania dla mnie okazały sie niezwykła konfrontacją miedzypokoleniową. Czy chcialbym się zaprzyjaźnić po zakończeniu terapii? Chyba jednak nie, gdyż w przyjaźni musi być pewna równowaga, po takich relacjach trudno jej oczekiwać. A może ten komentarz to także forma terapii i poszukiwania odpowiedzi?

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjaźń z terapeutą to... pułapka. Miałam tego przykład w moim życiu. Po latach widzę jak terapeuta zbierał sobie krąg znajomych właśnie głównie z terapii. Nastąpiło mieszanie ról terapeutycznych z przyjacielskimi. W końcu kiedy postanowiłam zerwać taką znajomość okazało się, że wiąże się to z zerwaniem przyjaźni z całą "grupą". W pewnym momencie już nie wiedziałam czy dane spotkanie mam brać za zwykłe babskie czy omawiamy problem, z którym się zgłosiłam. No bo jeśli terapeuta umawia się ze mną na omówienie sprawy, zabiera przy tym na spotkanie jedną z przyjaciółek, potem ruga mnie że nie mam cierpliwości żeby czekać na omówienie palącego mnie problemu a po jakimś czasie dowiaduję się, że to było... babskie spotkanie, to coś tu jest nie tak. Czuję się oszukana. Wiem, że nie wrócę już ani do tej znajomości ani terapii. Uważajcie na terapeutów,którzy szczególnie potrafią wczuć się w waszą sytuację,bardzo empatycznych, dających celne wsparcie, bo oni potrafią też genialnie manipulować. I jakkolwiek mieliby najlepszą intencję żeby wam pomóc to taka przyjaźń nigdy nie będzie do końca czysta. To jest moje doświadczenie. Było jeszcze dużo dziwnych sytuacji w tej relacji, ale nie będę o nich pisać. Na koniec dodam. W każdej relacji trzeba mieć swój rozum i kierować się też intuicją.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja weszłam w relacje z psychologiem potem zerwalam 3 lata temu. Pozalowałam że były bliskie .
    Ona tak samo weszła w bliskie relacje z nim. Ja niestety zapomnieć chcę o tym co zaszło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma czegoś takiego jak zażyła relacja terapeuta - pacjent tylko człowiek - człowiek. Tak jak policjant w pracy zginie na służbie to zginie jako człowiek a nie policjant. Ludzie wymyślają sztuczne buty od których można dostać jedynie schizofrenii a później się dziwią że lek jest gorszy od choroby.

    OdpowiedzUsuń
  10. To chyba najtrafniejsze

    OdpowiedzUsuń
  11. A czy po zakoñczonej terapii moźna mieç kontakt z terapeutą
    Tz dzwonić,pisać ,zwykły kontakt nie przyjacielski i koleżeński,również nie?
    Wszczegolności, gdy terapia trwała kilka lat...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja mam kontakt z byłymi terapeutami, psychologami, terapie te nie trwały latami, teraz jestem w terapii, gdzie minął rok i pojawiła się silna więź, ważna dla mnie relacja, nawet byłem zauroczony czy zakochany, wynika to z tego, że są przypadki, gdzie pacjentem jest osoba, która czuje się nagle doceniona, wysłuchana, akceptowana, której poświęcono uwagę i wydaje jej się, że coś się dzieje, terapeuta musi pozostać neutralny, to nic niezwykłego, gdy mi przeszło, i znowu mogłem skupić się na terapii, postanowiłem do tego nie wracać. To kiedyś jeszcze przyjdzie, pod koniec terapii. I wtedy będzie trudno. A to czy terapeutka, będzie się trzymać kurczowo swojego kodeksu, który mówi o dalszej relacji z pacjentem, a ja już nim nie będę. To powinna być tylko wspólna decyzja czy chcę ją poznać jako nie terapeutkę, i czy da mi taką możliwość. Jak tak, to najlepsza opcja. Bo wtedy oboje możecie, podjąć decyzję w którą stronę pójdzie wasza relacja, czy zostaniecie, znajomymi, czy przyjaciółmi, czy się rozejdziecie, bo okaże się cholernie stuknięta.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń


  14. [Myślę, że trudno w późniejszej relacji po prostu odciąć się od wcześniejszej, specyficznej historii. Zawsze będzie ona w świadomości i jakoś będzie zabarwiać ich nową relację.]

    Zamiast odcinać, można ją przetransformować.

    [Po drugie, jeśli w ich nowej relacji doszłoby to poważniejszych napięć lub konfliktów, nie byłoby już możliwości pracować nad nimi terapeutycznie.]

    Nie wszystko nalezy opracowywac terapeutycznie.




    [Nie wiadomo, jak by się to po ludzku rzecz biorąc skończyło, zwłaszcza dla pacjenta. Z czym by pozostał?]

    Z bólem? Rozczarowaniem? Smutkiem? I co z tego? Czyż pacjent nie jest człowiekiem? Cóż tak niebezpiecznego jest w doświadczaniu wszystkich tych trudnych stanow?

    [Jak wpłynęłoby to na jego odbiór wcześniejszej terapii? Zachowałby ją jako wartościowe doświadczenie czy może podważył, co wywołałoby uczucie zawodu a może i nawrót objawów?]


    Czy skuteczną terapię, skutkującą trwałą zmianą w pacjencie, można tak łatwo podważyć?
    Cóż to za terapia, skoro zakładamy, że "uczuciu zawodu" miałby towarzyszyć nawrót objawów. Byłoby to realne niebezpiezpieczenstwo w przypadku jedynie kosmetycznych zmian w psychice pacjenta, a nie głębokiej transformacji, jakiej oczekujemy po skutecznej terapii. Pacjent nauczył się przecież nowych wzorców reagowania na stratę, zawód, smutek. Jesli nie, to jaki jest sens terapii?


    [Po trzecie, względy praktyczne. Czy terapeuta potrafiłby być w pełni naturalny i transparentny, jak przystaje na relację prywatną?]


    To trudne, choc nie niewykonalne. Moim zdaniem zalezne od konkretnej osoby, jej odwagi w stawaniu w prawdzie wobec drugiego czlowieka. Umiejetnosci przyjecia ryzyka, jakie sie z tym wiąże. Terapeucie z pewnoscia jest trudniej. Pacjent już się przeciez odsłonił i został przyjęty, terapeuta pozostawał w duzym stopniu ukryty za pełniona rolą. W gre wchodzi lęk przed dewaluacją , przed odrzuceniem.
    Ryzyko naruszenia obrazu terapeuty, jaki pacjent stworzyl w "sterylnych" warunkach gabinetu, a tym samym bycia odrzuconym przez pacjenta, jest dość duże. I znowu pojawia się kwestia odwagi...


    I jeszcze jedno pytanie: w jakim związku jesteśmy w pełni naturalni i przejrzyści?

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jeśli nie, to asymetria byłaby ciągle odczuwalna. Jeśli zaś tak, to jakie byłyby tego konsekwencje? ]

    Prawdopodobnie osłabienie relacji. Tyle. Znowu : dwie dorosłe, dojrzałe osoby raczej powinny poradzić sobie z tym faktem.

    [Psychoterapeuta jest postrzegany przez swojego klienta siłą rzeczy w kategoriach pewnego autorytetu, jest znaczącą osobą. Zaproszenie byłego klienta do swojej codzienności, jaką odsłania przyjaźń, może spowodować trudne dla obu stron załamanie tych wyobrażeń, nawet jeśli klient kończył psychoterapię z realistyczną perspektywą terapeuty. Oto widzi swojego terapeutę w jego codziennych rozterkach, ulegającego niekiedy emocjom, zmagającego się z problemami rodzinnymi, jakie miał sam klient. Nawet, jeśli nie ma w tym nic niezwykłego (terapeuta jest człowiekiem z krwi i kości), to konsternacja klienta jest nieunikniona.]

    Czyż jednym z "objawów " zdrowego postrzegania rzeczywistości nie jest widzenie rzeczy takimi jakimi są?
    Konsternacja w tym przypadku byłaby wręcz pożądana.


    [Czy nie osłabi to wstecznie znaczenia psychoterapii?]


    A może po prostu nada jej nowe znaczenie... W pytaniu tym zawarte jest znowu założenie, że efektu terapii są kruche i nietrwale...

    [Czyli wracamy do poprzedniego zastrzeżenia... Nie znaczy to, że terapeuta w pracy nie jest autentyczny, jednak jego spójność i przejrzystość ma dotyczyć jego reakcji emocjonalnych tu i teraz w relacji, nie zaś polegać na zwierzaniu się czy demonstrowaniu niedostatków własnego życia.
    O ile więc lekarz, nauczyciel, szef raczej może zakończyć relacją zawodową opartą na roli i nawiązać równorzędną przyjaźń, w której dawna relacja profesjonalna zejdzie na odległy plan, to w przypadku psychoterapeuty jest to wątpliwe.
    Psychoterapeuta nawet po terapii będzie przede wszystkim terapeutą, a pacjent pacjentem, nawet, jeśli nawiążą relacje koleżeńskie. Takie są konsekwencje nawiązania tej szczególnej relacji, jaką jest relacja psychoterapeutyczna, w której terapeuta zaproszony jest do najbardziej osobistych, intymnych i niekiedy mrocznych części świata klienta, a sam nawet będąc dla pacjenta osobistym i wyraźnym emocjonalnie, pozostaje profesjonalistą udzielającym pomocy.]


    Czyżby? Czy lekarz, nauczyciel, szef zwierzają sie zazwyczaj swym pacjentom, uczniom i podwladnym, demonstrując niedostatki własnego życia?
    Czy lekarze nie znają intymnych części świata swych pacjentów, pozostając profesjonalistami udzielającymi pomocy?

    OdpowiedzUsuń