wtorek, 27 marca 2012

Magia czy tylko magiczne myślenie?

Obraz Frederica Edwina Church’a jako symbol myślenia magicznego o psychoterapii
Frederic Edwin Church, Aurora Borealis, public domain

Spotkałem się wśród niektórych psychoterapeutów z opinią, że nie ma przypadku w tym, kiedy i jaki klient trafia do ich gabinetu.

Mamy tu do czynienia z taką tezą: psychoterapeuta spotyka takiego klienta, którego problematyka emocjonalna w jakiś sposób odpowiada aktualnej kondycji, możliwościom i ograniczeniom terapeuty. Teza ta przybiera też nierozłączne, warianty szczegółowe:
- problemy emocjonalne klienta zgłaszającego się do gabinetu pokrywają się często z niedostatecznie rozwiązanymi problemami emocjonalnymi psychoterapeuty;
- każdy psychoterapeuta ma takiego klienta (w aspekcie aktualnej problematyki), jaki jest mu potrzebny (w domyśle: do pobudzania jego pracy nad sobą);
- pacjent „wyczuwa”, z czym, kiedy, do którego terapeuty się zgłosić;
- psychoterapeuta ma tylu klientów, ilu jest gotów mieć w danym czasie (dotyczy prywatnych praktyk).

Z powyższymi i podobnymi im poglądami – nie zgadzam się i wyznaję apologię przypadkowości.

Nie znaczy to, że nie próbuję zrozumieć tego swoistego „przeznaczenia”. Zastanawiam się jednak, czy niektórym terapeutom faktycznie zdarza się to, co ująłem powyżej, czy też ulegają wybiórczej percepcji i uproszczeniom poznawczym, czy też trudno im się pogodzić z faktem, że psychoterapia nawet, jeśli zajmuje się sprawami niekiedy trudno uchwytnymi i tak bardzo dowartościowuje sferę emocji, jest przecież dziedziną racjonalną.

Przyjęcie powyższych przykładów wymaga założeń metafizycznych w psychoterapii. A psychoterapia jest dyscypliną świecką, areligijną. Ani nie zakłada istnienia zjawisk metafizycznych (np. Boga, wysyłającego daną osobę do danego terapeuty), ani im nie przeczy. Bo jak inaczej, niż metafizycznie wyjaśnić, że pewien człowiek, mając skąpe informacje o wybranym bądź wskazanym terapeucie, trafia właśnie do tego, z którym wytworzy określone sprzężenie osobowości? Jak wyjaśnić to w blasku jasnego, dziennego światła? Co innego, jeśli klient przyszedł już kilka razy i faktycznie „wyczuwa” terapeutę, terapeuta jego i wypowiedziawszy to lub nie, chcą ze sobą współpracować.

Z mojego doświadczenia wynika tymczasem, że:
- pracuję zarówno z osobami o podobnym profilu emocjonalno-charakterologicznym jak i o zupełnie innym;
- mam okresy wielu zgłoszeń będąc i w dobrej, i w gorszej formie;
- mam okresy mniejszej liczby zgłoszeń będąc i w dobrej, i w gorszej formie;
- każdy klient inspiruje mnie do pracy nad swoim rozwojem w inny sposób.

Jeśli terapeuta lub pacjent żyje w świecie, w którym wszystko jest celowe, odzwierciedla nadrzędny porządek, wszystko do czegoś sensownego prowadzi a okoliczności i zdarzenia są niezastąpione i zaplanowane – wniesie takie „okulary” także w przestrzeń psychoterapii.
I jeśli terapeuta lub klient wierzy, że wszystko, co jest, równie dobrze mogłoby być inne, świat bywa niepojęty i jak morze wyrzuca na brzeg kamienie, którym my tylko nadajemy wartość, porządek i sens – będzie doświadczał psychoterapię bardziej dosłownie, powiedziałbym – fenomenologicznie.

Stało się, że spotkaliśmy się tutaj. Oto siedzimy tu, naprzeciw siebie – to wszystko, co wiemy. Popatrzmy, co może się dla Ciebie zdarzyć…

4 komentarze:

  1. Jako pacjentka, która dopiero zaczyna spotkania z psychoterapeuta, mogę jedynie stwierdzić, że w mojej sytuacji to zupełny przypadek. Wpisałam do wyszukiwarki kogo szukam, wyświetliło mi tylko jedną osobę, no i zobaczymy jak to będzie.
    No chyba, że to było przeznaczenie ;)
    Fajny blog, właśnie zaczynam go czytać, żeby choć trochę zorientować się jak i co z tą psychoterapią, bo na razie nie umiem sobie wyobrazić, jak może mi pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest przypadek, i jest (wolna) wola, wbrew pozorom nie istnieja w sprzecznosci. E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to nie jest po prostu wynik naturalnej pracy ludzkiego mózgu? Jeśli rzeczywiście terapeuta ma jakieś nierozwiązane problemy, niedokończone sprawy, lub jest w jakiejś konkretnej sytuacji życiowej - spotkanie w pacjentem, z którym poczuje jakąś osobistą identyfikację - siłą rzeczy będzie wiązało się z silniejszymi emocjonalnymi przeżyciami. A co za tym idzie - wyryje się w pamięci, przez co terapeuta będzie skłonny do doszukiwania się w tym jakiegoś głębszego sensu. Człowiek już taki jest - poszukiwanie sensu w chaosie jest sposobem na zbudowanie poczucia bezpieczeństwa. Jeśli tym razem przyszedł pacjent, który dla mnie samego był terapeutą, w przyszłości, kiedy będę miał problem - pojawi się kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja uważam, że w życiu nie ma przypadków. Dostajemy takie lekcje, jakich na daną chwilę potrzebujemy, tylko trzeba mieć oczy szeroko otwarte :)

    OdpowiedzUsuń